Alpy latem 2011-2017
Kocham góry, ale odkąd w polskich Tatrach zadeptano już każdy centymetr ziemi, przestałam tam jeździć. Nie potrafię przeżywać kontaktu z dzikością i pięknem gór, gdy wokół mnie kłębią się setki, a czasem i tysiące ludzi, jak w Dolinie Chochołowskiej podczas kwitnienia krokusów czy latem nad Morskim Okiem albo w okolicach Kasprowego Wierchu czy Giewontu.
Gdy otworzono granice, zaczęliśmy jeździć w Alpy od 2006 roku i każdego lata, przez dwanaście sezonów, właśnie tam spędzaliśmy wakacje z dala od tłumów ludzi, wędrując prawie pustymi szlakami, przy których często spotykaliśmy wygrzewające się w słońcu świstaki, przemykające stadko kozic czy, w górnych partiach gór – wielkie stada koziorożców alpejskich. Obok wąskich, niezadeptanych ścieżek czy utwardzonych dróg biegnących dnem doliny wszędzie kwitły górskie kwiaty, począwszy od azalii, przez łany pełników, zarośla miłosnej górskiej, różnorodne goryczki, astry alpejskie, stokrotki i różeńce górskie, arnikę, górskie maki, tojady, ostróżki, aż po lilie złotogłów i szarotki, tak rzadkie w naszych górach.
Zamieszczone poniżej zdjęcia starają się oddać piękno tych miejsc, nieskażoną przyrodę, a przede wszystkim ogromną przestrzeń wolną od ludzkich tłumów oraz chaotycznej zabudowy.