Magia Kolorów

Niezgoda na szarość otaczającego mnie świata narodziła się z podróży, pełnych soczystych kolorów, barwnych opowieści i starego malarstwa. Wystarczy popatrzeć, jak mienią się światłem i kolorami prowansalskie czy włoskie miasteczka, jak bije po oczach błękit tunezyjskich bram, jak oszałamia koloryt arabskich targowisk, ile barwnego światła wlewa się przez witraże do gotyckich francuskich katedr, natomiast u nas po szarzyźnie PRL-u zaczyna królować szarość osiedli apartamentowców.

Najchętniej stosowane kolory w polskiej architekturze to wszelkie odcienie szarości betonu, przecięte ostrą czernią kilku kontrastowych elementów i brudny, brunatno-czarny kolor pseudo-cegły. A przecież to kolory rozpadu i śmierci. Jak można żyć w takim otoczeniu? Szare są uschłe i martwe drzewa, szary jest popiół powstały po spaleniu żywej materii, czarna jest sadza, smoła i zastygła lawa, czyli substancje, w których nie ma życia.

Wszystko, co żyje, mieni się barwami: wiosną spod brudnego śniegu przebijają się fioletowe krokusy, nad strumieniem pojawiają się żółte kaczeńce, lasy zasłane są dywanem błękitnych przylaszczek. Latem każdy nieużytek pokrywa się czerwienią kwitnących maków, błękitem bławatków i cykorii podróżnika. Jesienią rozkwitają łany żółtej nawłoci, liście mienią się barwami złota i miedzi. A potem nadchodzi czas śmierci: szary, depresyjnie smutny listopad.

Dlaczego więc sami skazujemy się na życie w atmosferze śmierci i rozkładu? Może właśnie dlatego jako nacja jesteśmy zawsze ponurzy, niezadowoleni, agresywni, pozbawieni uśmiechu? Kupujemy szare i czarne ubrania, przytłaczające szare meble, malujemy ściany na depresyjne kolory i dajemy sobie wmówić, że wyznajemy modny ascetyzm.

Otóż jestem wrogiem tak pojmowanego ascetyzmu. Kocham kolory, całe ich bogactwo, szaleństwo najbardziej nieoczekiwanych zestawień kolorystycznych, czasami wręcz psychodelicznych. A découpage czy collage, które tworzę,  właśnie stwarzają taką możliwość. Z szarego, niepozornego przedmiotu można stworzyć barwne cudeńko.