Madera - 05.2013

 

Chyba jeszcze żadne miejsce nie zachwyciło mnie tak, jak ta wyspa, pełna cudownej roślinności i niesamowitych krajobrazów. Zazdrościłam mojej siostrze, że ciągle tam jeździ, ale podróże z Niemiec są znacznie tańsze, niż z Polski. Dopiero w tym roku Madera na tyle potaniała, że mogliśmy sobie na nią pozwolić. Nie byłam zachwycona, że jedziemy tam w maju, gdy u nas wszystko rozkwita, bo wolę odwiedzać takie miejsca późną jesienią lub zimą, gdy chwyta mnie sezonowa depresja. Jednak stwierdziłam, że skoro już mój mąż dał się w końcu skusić na Maderę pod warunkiem majowego wyjazdu, to nie będę ryzykować, że w innym terminie w ogóle tam nie pojedzie. 

 

Mieszkaliśmy w hotelu Monte Mar Palace na północy wyspy, w Ponta Deldaga. To przepiękne miejsce: hotel położony jest na skraju klifu; wokół jest ocean, góry i niewielkie miasteczko. Cisza, spokój i zazwyczaj... mgła i siąpiący deszcz. Ale kilka wieczorów i poranków było pięknych, więc robiłam zdjęcia wschodów i zachodów słońca. Ponieważ nasz pokój (i balkon) wychodził na zachód, więc więcej jest zdjęć z zachodem słońca. Poza tym o wschodzie raczej słuchałam ptasiego koncertu (kosów, kanarków, zięb i... kogutów), niż szalałam z aparatem. Północ wyspy jest bardzo malownicza, bardziej dzika niż południe, ale tam też znacznie częściej są deszcze i mgły. Często w mżawce i mgle wjeżdżaliśmy w tunel pod Encumeadą, prowadzący na południe wyspy i gdy wyjeżdżaliśmy z niego, witało nas oślepiające słońce i błękit nieba nad oceanem.